piątek, 28 lutego 2014

Pełnoziarniste pączki pieczone {Chudy Czwartek} / Wholewheat Baked Doughnuts

Eksperyment. :) 
Niektórzy mówią, że raz w roku można się objeść pączkami bez wyrzutów sumienia. A i owszem. Ja zaczęłam już wczoraj. ;) Jednocześnie stwierdziłam, że raz w roku mogę się pokusić o eksperymentowanie z pieczeniem, ponieważ na ogół nie piekę w ogóle. Raczej nie jemy słodyczy (ja nie przepadam), a po wielu katastrofach piekarnikowych pieczenie stało się dla mnie udręką i zaprzestałam w ogóle. Dzisiaj robię wyjątek i próbuję przekształcić tradycyjny Tłusty Czwartek w jego choć trochę zdrowszą wersję. :)

 
Przed rozpoczęciem przygody z pączkami czytałam mnóstwo przepisów (każdy inny, oczywiście), ale ostatecznie sugerowałam się TYM, TYM, TYM i TYM przepisem, oraz TYMI wskazówkami (i milionem innych, łącznie ze spanikowanym telefonem do guru wypieków, czyli mojej Babci). ;)

Przepis autorski, inspirowany
Przepis wegetariański
Odpowiednie dla dzieci

Uwaga, nadaję na żywo. Ciasto siedzi w cieple i powinno rosnąć. Aż boję się zajrzeć... 
Jak dotąd:
1. Do prania - wszystko co mam na sobie.
2. Do zmywania - 5 misek, 5 łyżek, kuchenka, garnek itd. Generalnie - WSZYSTKO.
3. Prawa ręka - do wymiany. Okazuje się, że wyrabianie ciasta drożdżowego nie jest takie proste. Ręka boli już teraz, a co będzie z nią jutro? Nawet nie chcę myśleć. Przy całym tym wyrabianiu spociłam się bardziej niż przy ćwiczeniach z Chodakowską. ;)
4. Pomijam rozsypanie cukru i mąki, bo to przecież oczywiste, nie? ;)

Ciiiii, chyba rośnie... 


Dobra, dranie siedzą w piecu... 


Składniki na ok. 25 szt. niewielkich pączków:

100 ml ciepłego mleka
50 g świeżych drożdży (przeważnie drożdże są w 100 g op., więc wystarczy przełamać je na pół, absolutnie nie kroić!)
1 i 3/4 kubka mąki pszennej pełnoziarnistej
1/2 kubka białej mąki pszennej typ 500 (tak dla pewności, bo bałam się użyć samej pełnoziarnistej, żeby nie wyszły gnioty) + trochę do podsypania
2 łyżki cukru trzcinowego Demerara + 1 łyżeczka do rozczynu
3/4 łyżeczki soli
3 jajka
170 g prawdziwego masła, stopionego w kąpieli wodnej (jak ktoś nie ma wagi, wystarczy odkroić 1/4 z 200g kostki masła i orientacyjnie wyjdzie tyle, ile ma być), lub masła klarowanego, które przed dodaniem trzeba stopić
jajko do posmarowania
około 300 g miękkiej marmolady o smaku różanym lub marmolady truskawkowej ewentualnie wieloowocowej lub innej ulubionej
papilotki (jak do muffinów)
szklanka do wycinania krążków z ciasta (u mnie o średnicy 7 cm)

Uwaga: drożdże, masło i jajka trzeba wyjąć wcześniej z lodówki aby się ociepliły. Masło należy stopić, najlepiej w kąpieli wodnej.

Z drożdży zrobiłam rozczyn - wymieszałam ciepłe mleko (nie może być za ciepłe ani za zimne. Najlepiej podgrzać mleko, ostudzić troszkę i wykonać "test palca" - włożyć palec i jeśli wytrzyma 10 sekund bez poparzenia, to znaczy, że mleko ma odpowiednią temperaturę), pokruszone drożdże, 1 łyżeczkę cukru i 1 łyżkę mąki, odstawiłam do wyrośnięcia na 15 minut pod przykryciem ze ściereczki. Rozczyn ma się dość mocno spienić. Naczynie z drożdżami można wstawić do garnka z bardzo ciepłą wodą, to pomoże drożdżom wyrosnąć (ciepła woda utrzyma ciepłe mleko).  Oczywiście mój rozczyn po prostu MUSIAŁ spienić się do tego stopnia, że wyleciał z naczynia i musiałam szybko przelewać go do większej miski. Do dużej miski przesiałam mąkę, dodałam cukier, sól i wymieszałam. I tu znowu dygresja. Z mąki pełnoziarnistej po przesianiu na sitku zostaje całe dobro, czyli część nieoczyszczona, która jest na tyle "gruba", że nie przechodzi przez oczka sitka. Poradziłam sobie z nią w ten sposób, że wypukłą częścią łyżki po prostu przetarłam ją przez sitko.



Następnie wlałam rozczyn drożdży do miski i wymieszałam drewnianą łyżką. Dodałam po kolei jajka mieszając ponownie składniki drewnianą łyżką. Następnie wyrabiałam ręką przez około 10 minut (można to robić przez 7 minut za pomocą haka miksera co polecam, bo przy wyrabianiu ręcznym myślałam, że mi ręka odpadnie). Wybrudziłam się cała, a spociłam przy wyrabianiu tak, że tylko czekałam na prysznic. Porcja ćwiczeń na dzień dzisiejszy zaliczona. ;) Następnie przepis mówi, żeby dodawać po kawałeczku miękkie masło, cały czas wyrabiając rękami (około 10 minut) lub miksując hakiem (około 7 minut). Bzdura, moim skromnym zdaniem. Myślałam, że nigdy nie "wrobię" masła do ciasta i uważam, że masło należy stopić i pomału wlewać płynne do ciasta, cały czas wyrabiając. Dostałam potwierdzenie, że mam rację w momencie, kiedy po dodaniu masła ciasto zaczęło odstawać od dłoni. Myślałam, że rozpłaczę się ze szczęścia. Śmiałam się jak głupi do sera, a z każdą kroplą masła ciasto było coraz elastyczniejsze. Na koniec mamy otrzymać elastyczne i błyszczące ciasto, które będzie odklejało się (ześlizgiwało) z ręki i boków miski, i tak też się stało, amen. ;) Ciasto przykryłam ściereczką i odstawiłam na 1 godzinę do wyrośnięcia (ciasto powinno znacznie się napuszyć, jednakże w przypadku mąki pełnoziarnistej należy się cieszyć, jeśli w ogóle ruszy swoją objętość - ja się cieszyłam).



Można je zostawić nawet na 1,5h blisko źródła ciepła, bez przeciągów, najlepiej w płaskiej i szerokiej misce. Wtedy najlepiej rośnie. Wyrośnięte ciasto uderzyłam pięścią (tak mówił przepis, ale i tak sprawiło mi to dziką radość) i szybko zagniotłam ręką. Złączyłam ciasto w jedną kulę (nie będzie sztywna), wyłożyłam na blat podsypany mąką, przewróciłam na drugą stronę i obtoczyłam w mące. Dłońmi rozpłaszczyłam ciasto na placek o grubości około 1 cm (nie bez znaczenia jest tu fakt, że nie posiadam wałka do ciasta), w razie potrzeby należy oprószyć blat i ciasto mąką aby ciasto się nie kleiło. Ja tak zrobiłam. Szklanką wycinałam kółka. Każde rozpłaszczałam w dłoni i na środek kładłam pół łyżeczki marmolady (u mnie różana - jedyna słuszna).


Składałam każde kółko na pół, lepiłam brzegi jak w pierogach, a następnie zbierałam łączenie w jednym miejscu. Ulepioną w ten sposób kulkę wkładałam łączeniem do dołu do papilotki (część, celem dokonania eksperymentu, układałam po prostu na blasze, na papierze do pieczenia, łączeniem do dołu, w dość dużych odstępach - ciasto podwoi swoją objętość podczas pieczenia. No, może z tym podwojeniem trochę przesadziłam, ale jednak trochę urosły). Przerobiłam w ten sposób resztę ciasta. Na koniec wycinki z ciasta zebrałam w jedną kulkę i też zrobiłam z niej pączka. Papilotki z pączkami układałam na blaszce z zachowaniem odstępów. Ja część piekłam w papilotkach, część bez. Pierwsze bez papilotek wyszły trochę jak małe placuszki, ale już ostatnie były spoko. Pączki odstawiłam jeszcze na 1/2 godziny do podrośnięcia, ale nie dało to zbyt wielkiego rezultatu, chociaż wg. przepisu ciasto miało mniej więcej dwukrotnie zwiększyć objętość. Przypuszczam, że dotyczy to pączków z białej mąki.

 
Piekarnik nagrzałam do ok. 190ºC (góra i dół bez termoobiegu). Wierzch pączków posmarowałam roztrzepanym jajkiem, ogrzanym do temp. pokojowej, i wstawiłam do nagrzanego piekarnika do środkowej części.


Piekłam przez około 15-20 minut. Nie można ich piec zbyt długo bo stwardnieją. Od razu wyjęłam z piekarnika. Studziłam przez około 10 minut, następnie polukrowałam lukrem z syropem klonowym, a resztę posypałam przesianym przez sitko cukrem pudrem.

A tak te małe potwory wyglądają po upieczeniu:

Te pierwsze wyszły trochę jak placuszki, nie jak pączki...



Hmm, te drugie trochę jak muffinki, też nie jak pączki...

TRENING CZYNI MISTRZA! HA!

 
Krótkie podsumowanie:

 1. Robienie pączków to ciężka i czasochłonna praca. Gdybym wcześniej wiedziała ile z tym roboty, prawdopodobnie zaczęłabym o 6 rano... albo w ogóle ;)
2. Pączki z mąki pełnoziarnistej są PRZEPYSZNE (moim skromnym zdaniem).
3. Czy za rok zdecyduję się na robienie pączków? HELL NO! Przynajmniej na dzień dzisiejszy nie mam tego w planach. No, chyba że za rok będę posiadała wielką kuchnię, 3 roboty kuchenne i parę osób do pomocy, to może się zastanowię. ;)
4. A tak poważnie - chyba jednak były warte zachodu. :)

Przepis, trochę przewrotnie, dodaję do akcji Bardzo Tłusty Czwartek na Mikserze Kulinarnym ;)

Bardzo Tłusty Czwartek 2014


Karola

Brak komentarzy :